poniedziałek, 6 października 2008

Zrezygnowali z Euro2012?

Jakiś czas temu wrzuciłem na Salon24 notkę "Nie robić Euro 2012 - Czyżby balon próbny?" o następującej treści:

Wzięta z Onetu (http://wiadomosci.onet.pl/1763683,11,item.html) za Gazetą Wyborczą wypowiedź premiera Donalda Tuska: "Z bandytami - bo nie znoszę neologizmu 'pseudokibice' - trzeba walczyć wszelkimi sposobami. Jeśli ktoś idzie na mecz z siekierą czy tasakiem, to jest potencjalnym mordercą i tak należy go traktować [...] Jego zdaniem, jeśli okaże się, że na polskich stadionach wciąż króluje dzicz - jeden daje w mordę, a drugi udaje małpę, jak widzi czarnoskórego piłkarza - to lepiej nie organizować mistrzostw Euro 2012. Bo to by oznaczało, że jako naród - nie jako państwo i administracja - nie jesteśmy przygotowani do takiej imprezy.

Jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby premier DOPIERO teraz zauważył kształt przeciętnego polskiego kibica. Wcześniej wszyscy o Euro 2012 gadali jako o wielkim sukcesie, potem nastroje były coraz bardziej minorowe, gdy raz po raz się okazywało, że przygotowania do tej imprezy idą jak krew z nosa.

Coś mi się widzi, że wypowiedź premiera to początek sprytnego budowania "z góry upatrzonych pozycji", na które się będzie można pompatycznie, z humanizmem na gębie wycofać, gdy się okaże, że na organizację prac wokół przygotowań do wielkiej międzynarodowej imprezy obecna ekipa jest po prostu za wąska w uszach..."

Balon poszedł z sukcesem, wielkiego oburzenia nie było. Dzisiaj czytam w "Dzienniku":

W końcu miarka się przebrała. Rząd zerwał rozmowy z działaczami PZPN. Ogłosił, że wróci do stołu negocjacyjnego, gdy FIFA wycofa swoje groźby. A piłkarskie centrale dalej grają ostro. UEFA zapowiedziała, że może zabrać nam Euro 2012, jeśli do poniedziałku władze PZPN nie będą odwieszone.

To może być tylko czysty przypadek, ale niewykluczone, że nasz troskliwy o sondaże rząd postanowił upiec dwie pieczenie przy na jedym ogniu: ugrać trochę punktów za twardą postawę wobec skorumpowanego, zepsutego do cna i w zasadzie dysfunkcjonalnego PZPN-u i jednocześnie utrącić całą sprawę organizacji przez Polskę Euro 2012 w taki sposób, by nie stało się to z powodów prawdziwych, czyli kłopotów z przygotowaniem infrastruktury dla tak dużej imprezy (chyba nie trzeba tłumaczyć, jakie baty by za to zebrał w zasadzie dowolny rząd i jego premier, a już zwłaszcza piłkarz Tusk), tylko przybrało postać koniecznej i trudniej do uniknięcia ofiary wojny z PZPN-em.

Jako że cała sprawa z organizacją Euro 2012 jest mi doskonale obojętna (wcale do mnie nie przemawia argument, jak to super będzie mieć drogi i stadiony wybudowane w stachanowskim tempie, które się zapewne rozsypią po dwóch latach użytkowania), nie piszę tego w tonie pretensji, a wręcz przeciwnie. Jeśli takie intencje przyświecają naszemu rządowi, to trzeba przyznać, że metodę wybrał genialną. Bardzo zręczny manewr.

Brak komentarzy: