sobota, 13 października 2007

Nie mów nikomu

Po dziś dzień dziw mnie bierze, że jak dotąd nikt w Fabryce Snów nie zekranizował żadnej z książek Harlana Cobena. Facet pisze tak, że trudno się od jego prozy oderwać. Proste, banalne wydarzenia potrafi opakować na cebulkę w rozmaite zmyłki, podwójne i potrójne dna, tkając to precyzyjnie – niektóre powieści wypada czytać, rysując schematy blokowe. Jeśli blurb na okładce pisze, że rozwikłanie zagadki następuje dopiero na ostatnich stronach i że do tych ostatnich stron książka trzyma czytelnika w napięciu, to naprawdę nie jest to zwyczajowe pieprzenie. Jego proza jest wartka, pełna znakomitych refleksji o świecie, a bohaterami zwykle są prości ludzie, choć z powikłaną przeszłością. "Niewinny", "Tylko jedno spojrzenie" czy "Jedyna szansa" to absolutne perełki tego gatunku.

Mam nadzieję, że nakręcone przez Francuzów "Nie mów nikomu" to dopiero pierwszy krok, i że wkrótce doczekamy się kolejnych produkcji "based upon the novel". I mam nadzieję, że wyjdą znacznie lepiej. Bo jedynym atutem tego filmu jest skonstruowana przez Cobena fabuła, w bardzo niewielu szczegółach różniąca się od pierwowzoru. Jako kilkukrotny czytelnik "Nie mów nikomu" nie odnotowałem w ekranizacji absolutnie żadnej wartości dodanej. Szkoda.

Ale może to złe miłego początki.