

wtorek, 28 lipca 2009
piątek, 10 lipca 2009
wtorek, 30 czerwca 2009
Kat o sobie
Bardzo ciekawy filmik obejrzałem ostatnio na YouTubie:
"KAT o sobie " ( cz.1)
O tym, że SDK (Stare Dobre Kacisko) już jest w dwóch egzemplarzach wie każdy, kto się interesuje. Film pokazuje wypowiedzi członków zespołu (poza bębniarzem Ireneuszem Lothem - anybody knows why?!) na temat poszczególnych płyt, a potem samego konfliktu (baaardzo pobieżnie, w zasadzie tylko Kostrzewski wspomina, że takowy miał miejsce), który zespół rozsadził. Zacytowane zdanie wypowiedział założyciel zespołu, gitarzysta Piotr Luczyk. Trudno mi sobie wyobrazić bardziej porypaną sytuację niż nagrywanie albumu przez zespół, który się nie spotyka w trakcie, nie wymienia uwag, nie żyje wspólnym dziełem.
Anyway, filmik ciekawy.
poniedziałek, 18 maja 2009
Anioły i demony
No i widać po nim doskonale, że jak się Hollywood uprze, żeby coś sfilmować, to zakazy kręcenia w konkretnych lokalizacjach można sobie wsadzić...
środa, 13 maja 2009
Powrót do kariery
Czas to zmienić. Czas zacząć pisać o rzeczach innych, nie zagładzać bloga tylko dlatego, że polityka już jest ode mnie z daleka. Lepiej będzie walić krótkie, lapidarne notki, byle regularnie. Dyscyplina. Zobaczymy. Się zrobi.
wtorek, 24 lutego 2009
Czego można być pewnym w zimie...
Niestety, świat jest okrutny, także do pracy łopatą nie nadaje się byle debil...

poniedziałek, 20 października 2008
Chcem być prezydentem
"To jest prezydentura, która nas ośmiesza i szkodzi Polsce" - powiedział Lech Wałęsa, oświadczając jednocześnie, że jest gotów do startowania w następnych wyborach prezydenckich.
Prorok jaki, czy co?
środa, 15 października 2008
Absolwent zawodówki
Jeśli okaże się prawdą, że premier Tusk zaczął całą checę z blokowaniem przelotu prezydenta Kaczyńskiego do Brukseli wskutek rozmowy obu panów dotyczącej Lecha Wałęsy, a konkretnie jego kandydatury na stanowisko członka Rady Mędrców UE, to sytuacja zaczyna się robić naprawdę ciekawa. Bo powodem sporu miało być rzekomo (nie jest to potwierdzone) określenie, jakiego prezydent Kaczyński użył wobec Lecha Wałęsy, tytułując go mianem "prostego absolwenta zawodówki".
Pytanie zasadnicze: czy prezydent skłamał? Czy Lech Wałęsa ma ukończone jakieś inne szkoły, o których nic nikomu nie wiada? Czy dostrzeganie niedostatków intelektualnych byłego prezydenta to wykroczenie na tyle poważne, że musi skutkować nauczką tak dobitną, iż nawet ośmieszenie państwa na arenie międzynarodowej nie jest w tej sytuacji ceną zbyt wygórowaną? Czy Tusk jest rzeczywiście - że pojadę "Potopem" Sienkiewicza - "albo tak poczciwy, że sama odraza z nóg go zwaliła, albo to jaki Kmicica krewny"? A może jednak rzeczywiście stanie nie tylko na uszach (co twierdziłem w poprzedniej notce), ale i poblokuje samoloty, byle nikt nie stanął Lechowi Wałęsie na drodze do wymufowania się z kraju i usunięcia zagrożenia Tuskowej prezydentury ewentualną kandydaturą?
Ciśnie się na usta parafraza z "C.K. Dezerterów": "Ahaaa! Więc w tym kraju lata się tylko w jednym samolocie! Co to jest?! Co to za kompania?!!"
niedziela, 12 października 2008
Mędrzec z Gdańska
Raz, że trudno w ogóle powiedzieć, czymże ta rada miałaby się trudnić, poza nadymaniem się i pompowaniem wysokooktanowego autorytetu w każdy prozaiczny spór pomiędzy państwami członkowskimi. I raczej nie sposób się będzie dziwić, jeśli werdykty tego ciała będą się opierać nie na rzeczywistej mądrości poszczególnych jego członków, na badaniu zagadnień sire ira et studio, tylko na robieniu na rękę tym, którzy ich do tak zacnego grona zgłosili i poparli.
I niewykluczone również, że to właśnie było powodem zachowania premiera Tuska w sytuacji, gdy nawet tak dziwaczna struktura pewnych granic śmieszności w pierwszym odruchu nie chciała jednak przekraczać. Podejrzewam, że wszyscy jak jeden mąż potrafią na żądanie rytualnie obcmokać Lecha Wałęsę, powychwalać jego zasługi nie tam, że dla Polski jeno, ale i dla Europy, świata, cywilizacji bez mała. Zdolności do produkowania takich peanów na pewno mają nie mniejsze, niż dawni towarzysze recytujący z ogniem rozmaite dyrdymały o władzy ludu.
Ale co rytuał, to rytuał, a jednak chciałoby się zapewne obok siebie przy ławie mędrców widzieć ludzi na pewnym minimalnym poziomie. Żeby nawet jeśli da się o nich powiedzieć wiele rzeczy, to jednak żeby na widok tych osób epitety w rodzaju 'głupol' czy 'analfabeta' nikomu nawet w głowie nie postawały. A jeśli o dzisiejszym Lechu Wałęsie, takim jaki funkcjonuje w przestrzeni publicznej teraz, da się powiedzieć wiele, to jednak ponad wszelką wątpliwość powstrzymania się postronnych od takiego odruchu niestety jego osoba nie gwarantuje.
Szkopuł w tym, że ambicje byłego prezydenta w zasadzie nie mają sufitu. Więc gdy się okazało, że na mędrca się nie nadaje, bo brak mu kwalifikacji (co w tym przypadku oznacza ni mniej, ni więcej brak mądrości - wiele pięknych, a dosadnych synonimów jest pod ręką, ale co tam), ani nie zna języków, zaistniało poważne zagrożenie, że zechce sobie tak potężny afront powetować w kraju. I uniesiony poparciem salonu w walce "z Kaczyńskimi" jak balon, zacznie poważnie myśleć o reelekcji.
A że nasz premier zajmuje się przede wszystkim pielęgnowaniem rozmaitych obaw o realizację swego celu, czyli prezydentury, i usuwaniem przeszkód, które mu na drodze do niego wyrosnąć mogą, stanął pewnie na uszach, żeby tak przezeń chwalony rywal załapał się na zagraniczne występy.
I mam spory dylemat, jak tę sytuację ocenić. Czy jest lepsze, że Lech Wałęsa będzie "mędrcem" (nawet jeśli z działań Rady zrobi przez to farsa większa, niż ustawa przewiduje), czy go znowu oglądać w kampanii prezydenckiej i ryzykować, że ponownie zacznie rządzić Polską?
A jednak - z trzeciej strony - zobaczyć salon, do tej pory tak bardzo byłego prezydenta łechczący, zmuszony, by teraz Wielkiego Elektryka zwalczać i usuwać z drogi Trzeciego Kaczora w drodze do prezydentury - byłoby bezcenne.
I bądź tu mądry...