poniedziałek, 9 lipca 2007

Pełna inwersja

Patrząc na to, co się dzieje w państwie po ujawnieniu przez "Wprost" stenogramu z "wykładu" wygłoszonego przez o. Tadeusza Rydzyka w jego intelektualnej kuźni, nie sposób nie mieć wrażenia kompletnego odwrócenia ról. Partia rządząca, potrafiąc robić trzy konferencje prasowe, gdy ktoś z opozycji powie coś nie tego, teraz nabrała w usta nie to że wody, ale jakiejś dużo gęstszej substancji. Wiodące media, z takim oburzeniem krytykujące prezydenta za to, że się pogniewał za porównanie do kartofla (nie tyle za porównanie, co za odnalezionew swej fizjonomii przez redaktorów szkopskiej gazety podobieństwa do bulwy tej zacnej rośliny), teraz aż się skręcają, by go wyprzedzić w oburzeniu za epitet "czarownica" skierowany do Pierwszej Małżonki.

Gdzie by w publicznej sferze nie szukać, prawie nie sposób znaleźć ludzi, którzy by nie mówili dziś czegoś o sto osiemdziesiąt stopni odwrotnego od tego, co mówili wczoraj, jeśli tylko im tak pasuje. Bez różnicy, czy pisowski rząd, czy rydzykowisko, czy światłe media. Chociaż nie lubię popadania w emocje skrajne, czasem mam wrażenie, że w tym kraju będzie normalnie dopiero wtedy, jak go ktoś weźmie i solidnie zaora.

czwartek, 5 lipca 2007

"Dziki ogień" Nelsona DeMille

Dość gruba to książka, jeszcze w Polsce niewydana. Bohaterowie ci sami, co w "Grze lwa" czy "Nadejściu nocy": detektyw John Corey, obecnie pracujący w Anti Terrorist Task Force, i jego małżonka, agentka FBI Kate Mayfield. Fabuła zaś kręci się wokół dość wyświechtanego pomysłu - zwrócenia wyjątkowo groźnej broni przeciwko tym, których ma ona chronić. Coś jak "Suma wszystkich strachów" Toma Clacy'ego pożeniona ze "Szpiegami takimi jak my".

Trochę przegadana, ale nie aż tak srodze, jak "List z Wietnamu". Meritum jednak pozostaje ciekawe, zwłaszcza że żyjemy w świecie, który bezustannie się zastanawia, jak się ochronić przed ciosem znikąd. I jak uderzyć we wroga, który jest wszędzie i nigdzie. Jak się bronić przed armią, która nie ma własnego państwa, nie ma miast, za to ma niezliczone, autonomiczne centra decyzyjne, które potrafią się zjednoczyć, by zwalczyć wspólnego wroga.

Wprawdzie nietrudno dostrzec w tej opowieści kalki, ponowne przeżuwanie rozmaitych spiskowych teorii, starych jak książki Roberta Ludluma, tym niemniej wśród gąszczu rozmaitych wtórników czy rozwlekłych dialogów, jest w tej książce przedstawiona ciekawa, choć zarazem trudna do zaakceptowania myśl. Myśl, która mówi o tym, jak wielką bezwzględność i okrucieństwo trzeba w sobie wzbudzić, by móc obronić świat przed terrorystycznym zagrożeniem. I że przyjęcie istnienia tej myśli do wiadomości jest wlaściwie niemożliwe. A to oznacza, że nasz świat wcześniej czy później upadnie.

Znakomity fracuski pisarz "Jean Raspail" w przedmowie do trzeciego wydania swojej książki pt. "Obóz świętych" napisał:

Zatem - co robić?
Jestem pisarzem. Nie proponuję ani nie bronię tu żadnej teorii, systemu czy ideologii. Wydaje mi się tylko, że jedyna alternatywa, która staje przed nami, jest taka: musimy albo nauczyć się tej zrezygnowanej odwagi bycia biednym, albo znów odnaleźć w sobie tę nieugiętą odwagę bycia bogatym. W obydwu przypadkach milosierdzie zwane chrześcijańskim okaże się bezsilne. Nadchodzą okrutne czasy."


Powoli zbliżamy się do momentu dziejowego, w którym trzeba będzie wykazać się twardością i bezwzględnością w niejednym aspekcie naszego życia. "Wild Fire" to kolejne dzielo literatury popularnej, które akcentuje ten wniosek, nawet jeśli skupia się na ukazaniu jego słabych stron.